środa, 24 kwietnia 2013

praktyki adaptacyjne na przykładzie "śniadania u tiffany'ego"



„Miss diamentów nigdy nie będzie moim wizerunkiem.”
Audrey Hepburn

Rywalizacja ekranizacji powieści z filmem na jego kanwie nie jest obcym zjawiskiem. Zawsze znajdą się widzowie, którym do gustu przypadł film, za to nie lubią książki i na odwrót. Moją pracę chcę poświęcić „Śniadaniu u Tiffany’ego” – kultowej historii o wykonującej najstarszy zawód świata Holly Golightly.

Podstawą do scenariusza filmu reżyserowanego przez Blake Edwardsa z 1961 roku była nowela Trumana Capote z 1958 roku.
Powieściowa Holly to łamaczka serc, wiodąca szalone życie w Nowym Jorku. Próbuje znaleźć bogatego męża i mieć łatwe życie. Historia literacka to również opowieść o Nowym Jorku lat 40.


Kluczem do interpretacji adaptacji i różnic pomiędzy książką a filmem są dwa słowa: Audrey Hepburn. Gdyby nie ona, film zapewne byłby wiernym przeniesieniem książki na ekran. Tu zaczyna się ciekawa historia o tym jak aktorka zmienia podejście widzów do oglądanej bohaterki.

Początkowo rolę Holly miała zagrać Marylin Monroe, tego też chciał autor powieści, Truman Capote. Wytwórnia „Paramount” jednak zdecydowała za niego i powierzyła tę rolę Hepburn.
Film zatem zostaje jedynie pochodną powieści, ponieważ Holly grana przez Audrey może być gadatliwą, głupiutką dziewczyną, lecz nie może sprawić, by publiczność uwierzyła, że sprzedaje się za pieniądze.  W wersji finalnej to historia Holly Golightly, kiedyś nastoletniej panny młodej z Teksasu, nzwiskem Lulamae Barnes, dziewczyny z biednej rodziny, marzącej o poślubieniu najbogatszego mężczyzny na świecie. Jej stałym towarzyszem jest bezimienny kot, którego przygarnia. Gdy inni zaczynają dzień, Holly pałaszuje śniadanie na ulicy w pierwszych promieniach słońca, przyglądając się wystawie przy sklepie Tiffany’s – tak jak w pierwszej scenie filmu.



Oczywiście wątek miłosny jest niezwykle ważny, choć w filmie zbanalizowany i upiększony. Holly poznaje Paula, walczącego o uznanie pisarza, któremu pomaga finansowo bogata, drapieżna kobieta. Pisarz jednak zakochuje się w Holly, której jednak nie interesuje stabilizacja i miłość, lecz pieniądze. Opowiadanie Capote’a był zarówno cierpkie, jak i dowcipne, ostre jak i łagodne oraz życzliwe w ocenie portretów psychologicznych. Film zmienił ostrość i subtelność na sławienie Nowego Jorku i komiczne zauroczenie Audrey Hepburn.

Niepewna siebie aktorka potrzebowała bardzo dużo czasu, żeby uwierzyć, że uda jej się dobrze zagrać bohaterkę. Cierpiała, chudła, w trakcie gry była przekonana, że nie robi tego dobrze. Reżyser od początku zdjęć musiał dodawać jej otuchy – szokiem dla Hepburn było również to, że została oddelegowana do zaśpiewania piosenki specjalnie dla niej napisanej. To kolejny istotny element – oscarowa piosenka Moon River – to wisienka na torcie filmu, a także kolejna oznaka tego, że tak naprawdę w filmie oglądamy Audrey a nie Holly. Romantyczność, refleksyjność i tęsknota w wykonaniu Audrey nie mogła należeć do Golightly, rozkapryszonej panienki, ona należała do Hepburn. Nikt inny nie rozumiał tej piosenki tak dobrze jak ona. Aktorka rzuciła wtedy wielkie pokłady czaru na widownię i została ikoną subtelności.


Truman Capote nie był zadowolony z ekranizacji własnej opowieści. Żałował, że Hollywood zmieniło jego opowieść pół żartem-pół serio o samotnej, niespokojnej call girl z Manhattanu w „ckliwą, walentynkową kartkę z Nowego Jorku”. Istotne jest również zakończenie – na końcu ksiażki Holly zostaje porzucona przez brazylijskiego narzeczonego, lecz mimo to leci do Południowej Ameryki i kontynuuje poszukiwania i podróże. W filmie dzieje się to samo, jednak Audrey zamiast podróży wybiera miłość pisarza.



Kultowym stał się finał ekranizacji – dwoje kochanków w deszczu, po udanych poszukiwaniach zaginionego kota, zamiera w pocałunku, czemu towarzyszy niezwykle romantyczna muzyka Henry Manciniego. Scena ta, choć okraszona banalnością, na stałe trafiła w serca widzów na całym świecie. Jest wciąż niezawodna, tak jak kreacja Hepburn – nieważne, że odbiega od oryginału – Audrey pokazała Holly jako ludzką, znękaną istotę, a zatem nadała jej rysów prawdziwości.


(Korzystałam z książki „Oczarowanie – Życie Audrey Hepburn” Donalda Spoto)
(tekst napisany na analizę filmu)


1 komentarz:

  1. dużo prawdziwsza i zdecydowanie bardziej ludzka jest bohaterka minipowieści, której autorka notki nie była łaskawa przeczytać

    OdpowiedzUsuń