uwielbiam ten tekst.
Tomasz Pułka - Porządkowanie Kobierzyna
"Miała mnie napaść zapowiadana pustka, miałem nie mieć o czym napisać i długo się z tym męczyć, tymczasem setki tysięcy maili od czytelników wykazały, że łasi jesteście na historie z psychiatryków. Krakowski Szpital Psychiatryczny im. Babińskiego - popularny "Kobierzyn" - to bardzo specyficzne miejsce: nie dość, że znajduje się na obrzeżach miasta, (...)
to jeszcze dysponuje ogromnym terenem podzielonym na poszczególne, ponumerowane oddziały; całość wygląda jak mały obóz koncentracyjny skąpany w zieleni. Na terenie szpitalnym znajduje się ponadto mały sklepik z ciuchami za grosze, dwa inne sklepy i jedna knajpka, której wystrój jest nie do opisania. Ja zostałem przyjęty na oddział 7A, ulokowany mniej więcej w centrum, więc wszędzie miałem blisko. Także do drogi, na której oglądałem z utęsknieniem rozpędzone tiry, wplątany w myśli samobójcze.
W Kobierzynie najważniejsze są fajki. Palą wszyscy. To za ich pomocą nawiązujesz relacje z współpacjentami - jako świeżo przyjęty nie wiesz, czym kończy się częstowanie. Później dochodzisz do wprawy, zręcznie operujesz paczką załatwiając drobne interesy. Jednym słowem - fajki są w cenie.
Co można robić poza paleniem papierosów i piciem kawy? Niewiele. Gra w szachy ma sens, tylko w przypadku, gdy masz ochotę na podniesienie swoich umiejętności przez mozolną grę z królem oddziału, który zawsze jest przejebanym mistrzem i potrafi rozłożyć w kilku pierwszych ruchach, nauczony gambitową rutyną. Jest jeszcze telewizja i wieczorne filmy, ale to wiadomo: chybił trafił. Można spacerować - załączam krótki metraż z mojego zwyczajowego kobierzynowego spaceru. Męczyłem nagraną trasę dziesiątki razy każdego dnia, później dopiero - dostawszy wolne wyjścia spacerowałem po terenie szpitala.
Dzień wyznacza rutyna posiłków i spotkań z lekarzami. Dostępne są też zajęcia psychoruchowe, jakieś wyplatanki, rysowanki, gra w boule.
A współpacjenci? Cóż - jeśli kiedyś zastanawialiście się, kim mogą być ankietowani z "Familiady", to macie odpowiedź."
to jeszcze dysponuje ogromnym terenem podzielonym na poszczególne, ponumerowane oddziały; całość wygląda jak mały obóz koncentracyjny skąpany w zieleni. Na terenie szpitalnym znajduje się ponadto mały sklepik z ciuchami za grosze, dwa inne sklepy i jedna knajpka, której wystrój jest nie do opisania. Ja zostałem przyjęty na oddział 7A, ulokowany mniej więcej w centrum, więc wszędzie miałem blisko. Także do drogi, na której oglądałem z utęsknieniem rozpędzone tiry, wplątany w myśli samobójcze.
W Kobierzynie najważniejsze są fajki. Palą wszyscy. To za ich pomocą nawiązujesz relacje z współpacjentami - jako świeżo przyjęty nie wiesz, czym kończy się częstowanie. Później dochodzisz do wprawy, zręcznie operujesz paczką załatwiając drobne interesy. Jednym słowem - fajki są w cenie.
Co można robić poza paleniem papierosów i piciem kawy? Niewiele. Gra w szachy ma sens, tylko w przypadku, gdy masz ochotę na podniesienie swoich umiejętności przez mozolną grę z królem oddziału, który zawsze jest przejebanym mistrzem i potrafi rozłożyć w kilku pierwszych ruchach, nauczony gambitową rutyną. Jest jeszcze telewizja i wieczorne filmy, ale to wiadomo: chybił trafił. Można spacerować - załączam krótki metraż z mojego zwyczajowego kobierzynowego spaceru. Męczyłem nagraną trasę dziesiątki razy każdego dnia, później dopiero - dostawszy wolne wyjścia spacerowałem po terenie szpitala.
Dzień wyznacza rutyna posiłków i spotkań z lekarzami. Dostępne są też zajęcia psychoruchowe, jakieś wyplatanki, rysowanki, gra w boule.
A współpacjenci? Cóż - jeśli kiedyś zastanawialiście się, kim mogą być ankietowani z "Familiady", to macie odpowiedź."
Źródło
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz