„Miss diamentów
nigdy nie będzie moim wizerunkiem.”
Audrey Hepburn
Rywalizacja ekranizacji
powieści z filmem na jego kanwie nie jest obcym zjawiskiem. Zawsze znajdą się
widzowie, którym do gustu przypadł film, za to nie lubią książki i na odwrót.
Moją pracę chcę poświęcić „Śniadaniu u Tiffany’ego” – kultowej historii o
wykonującej najstarszy zawód świata Holly Golightly.
Podstawą do scenariusza filmu
reżyserowanego przez Blake Edwardsa z 1961 roku była nowela Trumana Capote z
1958 roku.
Powieściowa Holly to łamaczka
serc, wiodąca szalone życie w Nowym Jorku. Próbuje znaleźć bogatego męża i mieć
łatwe życie. Historia literacka to również opowieść o Nowym Jorku lat 40.
Kluczem do interpretacji adaptacji
i różnic pomiędzy książką a filmem są dwa słowa: Audrey Hepburn. Gdyby nie ona,
film zapewne byłby wiernym przeniesieniem książki na ekran. Tu zaczyna się
ciekawa historia o tym jak aktorka zmienia podejście widzów do oglądanej
bohaterki.
Początkowo rolę Holly miała
zagrać Marylin Monroe, tego też chciał autor powieści, Truman Capote. Wytwórnia
„Paramount” jednak zdecydowała za niego i powierzyła tę rolę Hepburn.
Film zatem zostaje jedynie
pochodną powieści, ponieważ Holly grana przez Audrey może być gadatliwą,
głupiutką dziewczyną, lecz nie może sprawić, by publiczność uwierzyła, że
sprzedaje się za pieniądze. W wersji
finalnej to historia Holly Golightly, kiedyś nastoletniej panny młodej z
Teksasu, nzwiskem Lulamae Barnes, dziewczyny z biednej rodziny, marzącej o
poślubieniu najbogatszego mężczyzny na świecie. Jej stałym towarzyszem jest
bezimienny kot, którego przygarnia. Gdy inni zaczynają dzień, Holly pałaszuje
śniadanie na ulicy w pierwszych promieniach słońca, przyglądając się wystawie przy
sklepie Tiffany’s – tak jak w pierwszej scenie filmu.
Oczywiście wątek miłosny jest
niezwykle ważny, choć w filmie zbanalizowany i upiększony. Holly poznaje Paula,
walczącego o uznanie pisarza, któremu pomaga finansowo bogata, drapieżna
kobieta. Pisarz jednak zakochuje się w Holly, której jednak nie interesuje
stabilizacja i miłość, lecz pieniądze. Opowiadanie Capote’a był zarówno
cierpkie, jak i dowcipne, ostre jak i łagodne oraz życzliwe w ocenie portretów
psychologicznych. Film zmienił ostrość i subtelność na sławienie Nowego Jorku i
komiczne zauroczenie Audrey Hepburn.
Niepewna siebie aktorka
potrzebowała bardzo dużo czasu, żeby uwierzyć, że uda jej się dobrze zagrać
bohaterkę. Cierpiała, chudła, w trakcie gry była przekonana, że nie robi tego
dobrze. Reżyser od początku zdjęć musiał dodawać jej otuchy – szokiem dla
Hepburn było również to, że została oddelegowana do zaśpiewania piosenki
specjalnie dla niej napisanej. To kolejny istotny element – oscarowa piosenka
Moon River – to wisienka na torcie filmu, a także kolejna oznaka tego, że tak
naprawdę w filmie oglądamy Audrey a nie Holly. Romantyczność, refleksyjność i
tęsknota w wykonaniu Audrey nie mogła należeć do Golightly, rozkapryszonej
panienki, ona należała do Hepburn. Nikt inny nie rozumiał tej piosenki tak
dobrze jak ona. Aktorka rzuciła wtedy wielkie pokłady czaru na widownię i
została ikoną subtelności.
Truman Capote nie był
zadowolony z ekranizacji własnej opowieści. Żałował, że Hollywood zmieniło jego
opowieść pół żartem-pół serio o samotnej, niespokojnej call girl z
Manhattanu w „ckliwą, walentynkową kartkę z Nowego Jorku”. Istotne jest również
zakończenie – na końcu ksiażki Holly zostaje porzucona przez brazylijskiego
narzeczonego, lecz mimo to leci do Południowej Ameryki i kontynuuje poszukiwania
i podróże. W filmie dzieje się to samo, jednak Audrey zamiast podróży wybiera
miłość pisarza.
Kultowym stał się finał
ekranizacji – dwoje kochanków w deszczu, po udanych poszukiwaniach zaginionego
kota, zamiera w pocałunku, czemu towarzyszy niezwykle romantyczna muzyka Henry
Manciniego. Scena ta, choć okraszona banalnością, na stałe trafiła w serca
widzów na całym świecie. Jest wciąż niezawodna, tak jak kreacja Hepburn –
nieważne, że odbiega od oryginału – Audrey pokazała Holly jako ludzką, znękaną
istotę, a zatem nadała jej rysów prawdziwości.
(Korzystałam z książki „Oczarowanie – Życie Audrey
Hepburn” Donalda Spoto)
(tekst napisany na analizę filmu)
dużo prawdziwsza i zdecydowanie bardziej ludzka jest bohaterka minipowieści, której autorka notki nie była łaskawa przeczytać
OdpowiedzUsuń