POSTDADAIZM
I NEODADAIZM
Dadaizm miał wielki wpływ na
sztukę XX wieku. Po roku 1924 nie było wprawdzie już dadaizmu, ale pozostali
jego przedstawiciele.
Jeszcze dada
W roku 1927 Hans Arp, jeden z
czołowych przedstawicieli nurtu dostał ciekawe zlecenie -chodziło o wykonanie
malowideł w restauracji w Strasburgu. Arp zaprosił do współpracy dwójkę
przyjaciół i każde z nich niezależnie od pozostałych malowało 1/3 ścian
restauracji. W ten sposób powstały pierwsze wielkie abstrakcyjne malowidła
ścienne. Sztuka i antysztuka znów pokazały, że potrafią się świetnie
uzupełniać. To już właściwie nie był dadaizm, ale jego soczyste owoce. Na
przełomie 1927 i 1928 roku Hans Richter bezwiednie nakręcił niejako dokument
dadaistyczny pod tytułem „Przedpołudniowy koszmar”. Pokazywał on rewoltę
przedmiotów skierowaną przeciwko człowiekowi.
Prawie we
wszystkich krajach zachodnich pojawiały się nieliczne grupki, które podejmowały
dadaistyczne hasła. Dziwnym sposobem, najwcześniej wpływy dadaistyczne
odznaczyły się w Rosji – jednak wpływ futuryzmu był tam nieoceniony. W
Hiszpanii, Włoszech, Niemczech i na Węgrzech również funkcjonowali jeszcze
przedstawiciele dadaistyczni.
W sztuce
powojennej dadaizm odciska się dosyć zauważalnie. Nie ma jednego motta, którym
neodadaiści mogliby się posługiwać, jest jednak kilka tropów:
- „Pustka rośnie, biada temu, kto nosi w sobie pustkę.” – słowa te zaczerpnięte są z książki Fryderyka Nietschego „Tako rzecze Zaratustra” i w sposób jasny nawołują do kreatywności i działania.
- „Najpierw sztuka musi zostać całkowicie zignorowana, najpierw musi zostać uznana za całkowicie niepotrzebną, żeby mogła znowu odzyskać swoje prawa.” – Philipp Otto Runge
- „Dada spadło jak kropla deszczu z nieba. Neodadaiści nauczyli się nasladować upadek, ale nie samą kroplę.” – tutaj sentyment wypływający ze słów Raoula Hausmanna jest wręcz dotykający - nic już nigdy nie będzie takie samo, bo dada było raz, stworzyło się raz i dotknęło świata tylko wtedy.
- „To nie sztuka tylko przyczynek do krytyki sztuki.” – Harold Rosenber
Nie wiem, gdzie jest sens
Czasy postdadaistyczne nie są
łatwe i świeże. W latach 80. idealnymi były słowa Hugo Balla:
„ Ponieważ
bankructwo idei spowodowało rozwarstwienie się obrazu człowieka, aż po jego
najintymniejsze strefy, instynkty i utajone motywy wydostają się w patologiczny
sposób na powierzchnię. Ponieważ jak się wydaje, żadna sztuka, polityka czy
wyznanie nie są w stanie opanować tego zalewu, pozostaje blaga i śmiertelna
poza”. Odwołanie do Zygmunta Freuda narzuca się samo – coraz więcej ludzi
zresztą zaczęło odwiedzać psychoanalityków i narzekać na życie w
„egzystencjalnej próżni”.
Poczucie braku
sensu życia potwierdzali psychiatrzy, tu dr Frankel : „Coraz częściej na
konsultacje przychodzą pacjenci, których choroba polega na tym, że nie widzą
już w życiu żadnego sensu. Z jednej strony zniszczyliśmy w sobie instynktowne
poczucie pewności siebie właściwe światu zwierzęcemu, z drugiej strony
utraciliśmy poczucie społecznej wspólnoty i tradycji. Niedługo już człowiek w
ogóle nie będzie wiedział, co właściwie chciałby robić, a wówczas stanie
bezbronny w obliczu zupełnego chaosu.”
Po każdym intensywnym okresie w
dziejach czy w życiu powstaje okres wypalenia i regeneracji. Siłą rzeczy,
bardzo obfity w wydarzenia i emocjonalność okres dadaistyczny musiał w końcu
zostać pustym balonem przebitym szpilką. Intelektualiści z pewnością nie mieli
łatwo zagłębiając się coraz bardziej w siebie i swoje braki, emocje, pustkę.
W obliczu tego
chaosu najmłodsze pokolenie artystów zdecydowało się niemal desperacko stworzyć
coś z niczego. Jednym z takich twórców był Lichtenstein, zajmujący się
olbrzymimi komiksowymi paskami. Imitował on i powiększał nie tylko same
postacie, a nawet raster gazetowego druku! Nie była to już jednak antysztuka,
była to twórczość stworzona dla rozrywki. Bezwarunkowy bunt przerodził się w
bezwarunkowy oportunizm – stało się więc dokładnie to z czego Marcel Duchamp
szydził kilkadziesiąt lat wcześniej – przedrostek „anty” staje się miękką
poduszką na której mieszczuch i kolekcjoner mogą oprzeć głowę.
Wrażenie, że
wielki wysiłek intelektualny jaki spowodowały dadaizm, kubizm, surrealizm i
abstrakcjonizm wreszcie miał się skończyć – było odczuwalne - ludzie chcieli już po prostu odpocząć.
Drugi raz
wybuchu nie będzie
Po dadaizmie sztuka
jednak wciąż była aktywna w abstrakcyjny i dziwaczny sposób – pojawiały się
sztuki teatralne bez cienia tetaru, popisy muzyczne podczas których pianista
siedzi dziesięć minut przed pianinem i nie gra, pokój w którym meble są
przytwierdzone do sufitu… Dadaizm pewnie nie wygrałby z takimi prowokacjami,
ale on już dawno ustąpił im miejsca. Namacalność zaczęła przewyższać świat
idei. Artyści zaczęli być spragnieni konkretu. W „Timesie” dało się przeczytać,
że wraz z neodadaizmem zamiast kultury wina, powstała kultura coca-coli.
Jako patrona
twórcy neodadaistyczni obrali sobie Marcela Duchampa i zamknęli w klatce
uwielbienia. On jednak nie był zadowolony z tego faktu i napisał w liście do
Hansa Richtera: „Ten neodadaizm nazywający się teraz nowym realizmem, pop
artem itd. Jest tanią rozrywką i żywi się tym co robił dadaizm. (…) Cisnąłem im
w twarz pisuar i suszarkę do butelek, jako wyzwanie, a oni teraz podziwiają to
jako coś pięknego!”
Duchamp uciekł z
tej klatki.
Główny problem
neodadaizmu przedstawił profesor Roger Shattuck w rozmowie z Hansem Richterem.
Powiedział on, że to co miało dostarczać materiału do przemyśleń i skłaniać do
działania, zaczęło się wyczerpywać. O ile dzieła Picassa czy Cezanne’a można oglądać wciąż i wciąż, koła rowerowe
czy pisuary zaczęły przedłużać swój artystyczny żywot na siłę. Szok, który
spowodowali dadaiści był nie do powtórzenia. Pokazywanie po raz któryś tych
samych przedmiotów nie znaczy już nic. Po wywołaniu wstrząsu po raz pierwszy
trącą one swój antyartystyczny charakter. Demonstracje Duchampa zamykały się w
jednorazowości, powtórzenie tego jest niemożliwe.
Alexander Trochi
ujął ten problem jeszcze trafniej i dobitniej: „Broń , którą posługiwali się
dadaiści, a potem surrealiści, została przez neodadaistów przekłuta na pług
świetnie nadający się do uprawy żyznych zagonów galerii sztuki, tak bardzo
spragnionych sensacji i zysków.”
Uważano, że
nawet pesymizm kulturalny za który brano pop-art nie jest jednak w stanie zabić ducha sztuki w jej znaczeniu
transcendentalnym. Człowiek wciąż szuka potwierdzenia samego siebie i
odpowiedzi próbuje znajdywać w twórczości.
Sztuka ta
zupełnie inna w logice od nauki, która biegnie od punktu A do B i rozwija się
od jednej hipotezy do drugiej, stwarzała poczucie zagubienia między wieloma
estetykami czy rozwiązaniami.
Co niesie przyszłość
Dadaizm i postdadaizm z pewnością
nie umarł po latach 2000. ale nie jest popularny i rozpoznawalny. W kręgach
artystycznych pozostaje jednak ceniony i –być może- budzi zazdrość. W
dzisiejszych czasach nic już nie wzbudzi takiej rewolucji, nie wzniesie się w
tak wielki absurd i nie pobudzi mas do działania i kreatywności. Happeningi
artystyczne wciąż potrafią zaskoczyć, czasem wręcz nie wiadomo, czy dziwne
wydarzenie na ulicy naprawdę jest nim, czy to może ukryty happening. Na ulicach
miast pojawiają się figury mające coś symbolizować czy nawiązywać do
konkretnych wydarzeń, na budynkach wyświetlane są pokazy video czy wystawy
prac. We wrocławskim muzeum ktoś kilka lat temu powiesił swój obraz, a kilka dni
zajęło obsłudze odkrycie tego. Awangarda nie umarła, ale nie jest tak szeroko
dostępna i doceniana.
Wciąż jednak znajdują się ludzie,
którzy uśmiechają się, kiedy w supermarkecie chusteczki nawilżane dla dzieci
nazywają się „DADA”. Niech dada nie umrze!
Mój kolaż „Tribute to dada” , 2012
Korzystałam z książki „Dadaizm” Hansa Richtera
Tekst napisany na historię sztuki przeze mnie, 2013